Dark Fate was very badly written, and comprised basically of 30mins of T2 remake but worse in every way, followed by boredom. Not surprised it bombed at all. The new Terminator "Rev-9" as a concept, which basically seemed to be "terminator that can split into T1000 & T-800 simultaneously" was boring in every way.
W ostatnim tygodniu gruchnęły trzy niezwykle interesujące informacje z kinowego box office’u. Pierwsza dotyczyła Jokera, a konkretnie faktu, iż film Todda Philipsa wygenerował w kinach miliard dolarów przychodu. Przy niewielkim jak na hollywoodzkie warunki budżecie (ok. 50 milionów dolarów) uczyniło to Jokera jedną z najbardziej kasowych ekranizacji komiksów i najbardziej kasowym filmem tylko dla dorosłych (rating R) w historii. I to bez udziału rynku chińskiego, do którego Joker nie został dopuszczony. Druga informacja to wyniki finansowe najnowszego Terminatora. Szósta – acz udająca trzecią – część serii okazała się kompletną klapą. Kosztujący blisko 200 milionów dolarów film schodzi właśnie z ekranów kinowych na całym świecie. Przychód ze sprzedaży biletów wyniósł 233 miliony dolarów – ale producenci filmu dostaną najwyżej 2/3 tej kwoty (same kina też muszą zarobić – a za granicą również dystrybutorzy). Do tego należy doliczyć niebagatelne koszty marketingowe. Najbardziej ostrożne rachuby mówią o łącznej stracie sięgającej 100 milionów dolarów. I raczej nic nie wskazuje na to, aby film miał zyskać status kultowego i odrobić straty w sprzedaży DVD i Blu-Ray. No i w końcu trzecia wiadomość – po pierwszym tygodniu w kinach, reboot Aniołków Charliego zaliczył spotkanie z glebą tak piorunujące, że nie wszyscy zdołali się z tego otrząsnąć. Wpływy z biletów kinowych na całym świecie wyniosły ok. 28 milionów dolarów. Co gorsza, produkcja zadebiutowała na trzecim miejscu box office’u. Teraz może być tylko gorzej, i niewykluczone, że do końca listopada Aniołki znikną z ekranów kin. Jakie może być wyjaśnienie tego fenomenu? Bardzo proste – jeśli wierzyć amerykańskim portalom zajmującym się popkulturą. Otóż zadziałała tu ukryta nienawiść do kobiet. Ta potworna przypadłość na którą cierpią mężczyźni. Przypadłość wyjątkowo złośliwa, sprawiająca, że faceci nie dość, iż nie chcą chodzić do kina na filmy akcji z kobiecymi bohaterkami, to jeszcze telepatycznie zniechęcają do kinowych wypadów żeńską część widowni. Ba, przypadłość tak perwersyjna, że skrywająca się przez całe dekady, nakazująca tym samym ludziom chodzić do kina na pierwsze Terminatory i Aniołki Charliego, a ukazująca swą perfidną gębę dopiero pod koniec drugiej dekady XXI wieku. No bo jak to inaczej wyjaśnić? Jedno trzeba jednak remake’owi Ghostbusters oddać. Nie zrezygnował całkiem z elementów horroru. Naliczyłem w filmie przynajmniej cztery przerażające istoty. Ktoś mógłby powiedzieć, że może lepiej nie obrażać połowy widowni przed premierą filmu, sugerując – jak reżyser nowego Terminatora, czyli Tim Miller – że jeśli komuś nie spodoba się nowa żeńska bohaterka, to znaczy, że jest mizoginem. Troszkę to nastawia ludzi negatywnie, troszkę brzmi jak szantaż i troszkę odbiera ochotę na zakup biletu. Ktoś inny mógłby zauważyć, że stwierdzenia reżyserki Aniołków Charliego – skądinąd sympatycznej Elizabeth Banks – pełne pretensji o to, że zwiastun jej filmu nie został przyjęty hurraoptymistycznie, też raczej odstraszą widzów, niż zachęcą do dania filmowi szansy. Jeszcze ktoś inny stwierdziłby, że może lepiej nie polegać za bardzo na klace robione przez tzw. “access media” (czyli publikacje żyjące z dostępu do wytwórni hollywoodzkich), bo większość kinomaniaków wyczuwa przebijający z tych pism i serwisów internetowych fałsz. Nawet przeciętny widz domyśla się, że Jokerem straszono z niechęci wobec Todda Philipsa, a najgorszy chłam zbiera pozytywne recenzje za poglądy polityczne twórców, tudzież szczodrość producentów. Będą też tacy, którzy rzekną, że współczesne kino akcji obsadzające w rolach głównych kobiety wzoruje się nie na najlepszych dziełach gatunku, ale filmach, które ciężko nawet nazwać klasą B. Nie na Szklanej Pułapce, Predatorze, Terminatorze czy Obcym (ojej, czy dwa ostatnie filmy nie miały przypadkiem kobiecych protagonistek?), które koncentrują się na swoistej “drodze przez mękę” do ostatecznego triumfu, ale na najtańszych macho-produkcjach, które w latach 80. trafiały prosto na wideo, a sukces finansowy zawdzięczały tylko bardzo niskim kosztom produkcji. Współczesne heroiny nie naśladują wczesnego Bruce’a Willisa, czy nawet Arniego albo Stallone’a… ale późnego Stevena Seagala. I wiecie co ten ktoś mógłby jeszcze dodać? Otóż mógłby powiedzieć, że jeśli już film ma być pozbawioną głębszego przesłania fantazją na temat arcysilnej bohaterki, której nikt nie jest w stanie stawić czoła, to warto byłoby obsadzić w tej roli aktorkę, która nie wygląda na przedszkolankę. Skoro w Commando grał Schwarzenegger, nie Woody Allen, to chyba logiczne jest, że żeńska “power fantasy” pasuje raczej do Giny Carano niż Kristen Stewart. Ten moment, kiedy zdajesz sobie sprawę z tego, że film Tarantino ma więcej motywów gwiezdnowojennych niż nowe Gwiezdne Wojny. Nie wątpię, że pojawiłyby się też głosy zwracające uwagę na to, że te wszystkie wspaniałe nowe filmy promujące silne postaci kobiece, są po prostu głupie. Pełne dziur logicznych. Zupełnie jak gdyby scenarzyści i reżyserzy, usłyszawszy, iż siła motywów i przesłania filmowego jest ważniejsza od całkowitej spójności wątków, uznali, że to przyzwolenie na lenistwo i ogólną durnotę. Zupełnie jakby nie rozumieli efektu skali, nie mieli świadomości, że jedną czy dwie głupoty można przegapić, ale bombardowanie wylewającym się z ekranu brakiem sensu jest dla przeciętnie inteligentnego widza nie do wytrzymania. No więc nie wątpię, że pojawiłyby się właśnie takie głosy. Tak ludzie tłumaczyliby klapę żeńskiego rebootu Ghostbusters i fakt, że Gwiezdne Wojny jako marka w ciągu 4 lat straciły połowę swej wartości. W tym upatrywaliby przyczyn setek milionów dolarów strat, jakie poniosły wielkie studia i być może nieodwracalnych upadków popularnych niegdyś serii filmowych. Dlatego – twierdziliby – wszyscy uwielbiali Sarę Connor i Ellen Ripley – a nikt nie lubi Rey. Ale nie słuchajmy tych głosów. To jacyś mizoginii gadali.
Terminator: Dark Fate’s self-indulgent dialogue about neo-feminism and the toxic male patriarchy kept reminding me that I was merely watching a movie. Rather than getting lost in the narrative of an imaginary world, I was pushed back to everyday reality, forced to listen to and process the leaden political and social philosophies from which I
Set 27 years after the events of Terminator 2, and ignoring the previous three movies, Terminator: Dark Fate will see the Rev-9, a new liquid metal Terminator, trying to kill Dani Ramos, who, like
I would say the major difference between the films is that Genisys revels in the Cameron mythology. It rolls around in it like a dog on the lawn. Dark Fate treats it so dismissively that it can't wait to be done with it. Genisys, as a film, suffered for the sort of "whiz-bang" fun it has with itself.
Rev-9 is an advanced Terminator and Infiltrator series utilized by Legion in the Dark Fate timeline. A Rev-9 consists of a traditional, solid carbon-based endoskeleton covered by an outer sheath made of advanced carbon-based mimetic polyalloy. In addition, the Rev-9 possesses the ability to distinctly separate into two independent units. The Rev-9 is capable of demonstrating relatively
Terminator: Dark Fate ( Brasil: O Exterminador do Futuro: Destino Sombrio / Portugal: O Exterminador Implacável: Destino Sombrio ), é um filme estadunidense de ação e ficção científica, lançado mundialmente no dia 1 de novembro de 2019, dirigido por Tim Miller, produzido por James Cameron e David Ellison, escrito por Billy Ray, David S
. 12 165 214 229 287 100 360 158
terminator dark fate w kinach